Dzisiaj od rana towarzyszył mi smutek, nie cały czas, ale lekko o sobie przypominał. Nie czułem go jako problem, chociaż wiedziałam, że przypomina mi o problemie. Kiedyś w nim trwałem dniami i tygodniami. Był czas kiedy nie widziałem z niego wyjścia. Prawie jakbym nie chciał z niego wychodzić. Jakbym się przyzwyczaił. Czułem się wtedy w potrzasku, zamknięty, a teraz patrzyłem na niego jak na starego przyjaciela. Poczułem ile pracy dla siebie już zrobiłem. Ten smutek już mnie nie bolał, nie czułem nawet go jako smutek. Bardziej czułem wyobrażenie, coś co jest pewną formą napięcia i przypominania o czymś. Przecież emocja zawsze trwa bardzo krótko, podobno do około półtorej minuty. Więc co trwa dłużej? Co czułem jak nie była to emocja? Nie był to smutek? Myślę, że z czasem był to opór przed przeżywaniem wkoło tej emocji. Z oporu wytworzyło się chroniczne napięcie w psychice, które nazywałem smutkiem. A z czasem nawet tego nie nazywałem, stało się dla mnie to niezauważalnym tłem.
Często spotykam ludzi, którzy wydają się smutni, wyglądają na takich, na ich twarzach maluje się smutek. A kiedy poznaję ich bliżej, obserwuję wiele radości. Obserwuję w nich przeszłość, jak starą bliznę, po cierpieniu. Obecnie są bogatsi i mądrzejsi. Są doświadczeni i wyciągnęli ze swojej historii takie wnioski, że potrafią się cieszyć, nawet mając świadomość swoich przeszłych, bolesnych przeżyć.
Radość której się poddaję, przytula moje dawne smutki, moje zagubienie.
Radość rozjaśnia moje samopoczucie, nawet te, które wcześniej mnie męczyło.
Radość jest delikatna, nienachalna, cierpliwa i akceptująca …również smutek.
Radość jest przyjemna i czuję się w niej spełniony.
Radość 🙂