Kategorie
Przemyślenia medytacyjne

Medytacji nie da się nauczyć

Jak się skupić, kiedy wkoło harmider i wszystko rozprasza?
Jak się skupić, kiedy już mamy warunki zewnętrzne, ale zostaliśmy sam na sam ze swoją burzą w głowie?
Myśli napływają jedna za drugą, a im bardziej chcemy je wyciszyć, tym bardziej stają się nieznośne.
Dochodzi zniecierpliwienie, albo znużenie.
Przychodzi refleksja – „to nie dla mnie”.

A co, kiedy skupienie przychodzi łatwo i wszystko jest doskonałe w naszej medytacji, tyle tylko, że to rutyna?
Co, kiedy nie zauważyliśmy, że nauczyliśmy odcinać się od myśli, tłumić emocje i doświadczana „pustka” jest jedynie efektem autohipnozy?
I nikt nie jest w stanie nam o tym powiedzieć, bo jesteśmy (prawie) oświeceni.

Medytacji nie da się nauczyć.
Nasze efekty weryfikuje życie.
Medytacja to stała postawa początkującego, nastawienia jakbym robił to pierwszy raz w życiu.

Oczywiście możemy się na nią nakierowywać.
Robić rzeczy, które sprzyjają pojawianiu się medytacji.
Nie robić rzeczy, które jej nie sprzyjają.

W medytacji akceptujemy wszystko co się pojawia na zewnątrz i wewnątrz nas.
Kiedy nie potrafimy czegoś zaakceptować, akceptujemy to, że nie potrafimy.
Im mniej się szarpiemy ze sobą, z otoczeniem, z myślami, wyobrażeniami, odlotami, wspomnieniami, planowaniem, rozkminianiem… …tym mniej mocy nadajemy tym wszystkim rozproszeniom.
Tym bardziej możemy być świadomi tego co się dzieje.
Będąc w stanie życzliwej akceptacji, możemy obserwować to wszystko i odpuszczać.
Nie karmione cichnie, maleje, zanika.

W medytacji wszystko jest dobre, wszystko jest właściwe.
Nie przeskoczymy pewnych etapów.
Im bardziej jesteśmy ze sobą uczciwi, tym większe szanse, że nie zbłądzimy.

Medytacja stale nas uczy jak medytować.

W takim pięknym miejscu dzisiaj medytowaliśmy z Kasią 🙂

Dodaj komentarz