Poznawanie nowych ludzi. Poznawanie na nowo osób, które już znamy. Poznawanie siebie w innych. Poznawanie innych w sobie.
To jest piękna podróż w głąb prawdy. Relacje są wartością dostrzeganą i docenianą kiedy słuchamy. Wsłuchujemy się w siebie. Wsłuchujemy się w prawdę w innych.
Tworzymy relacje, a relacje tworzą nas.
„Z kim przestajesz takim się stajesz”? A może: W jaki sposób jesteś z innymi – takim się stajesz.
Niezależność to uczucie, które poznajemy i doświadczamy w głębokiej medytacji. W zaufaniu staje się życiową drogą. Jest cechą dojrzałego człowieka. Niezależność jest jednocześnie otwartością na sprzyjających ludzi i sprzyjające okoliczności.
Natomiast poczucie zależności wynika głównie z oczekiwań. Wierzymy, że coś zależy od kogoś albo czegoś na zewnątrz nas. Czekamy w swoich wyobrażeniach i emocjach na ruch z zewnątrz. Aż w końcu czasami przestajemy czekać i rezygnujemy z nadziei.
Poczucie zależności to emocja potwierdzana wyobrażeniami.
Możemy czuć się zależni bytowo, energetycznie, emocjonalnie,
intelektualnie, duchowo. Praktycznie w każdej sferze jesteśmy w stanie
czuć zależność.
Czasami nie chcemy się przyznać przed sobą, że
sami sobie czegoś nie dajemy i przerzucamy na innych, że to oni nam tego
nie dają.
Ważne jest przejęcie inicjatywy wszędzie tam gdzie jest ona potrzebna. Równie ważne są zaufanie i otwartość w poczuciu zasługiwania. I oczywiście szacunek dla cudzej wolnej woli.
A co z zależnością od rzeczy, na które nie mamy wpływu? Pokora, cierpliwość i mądrość niosąca spokój. W ciszy pojawia się poczucie niezależności.
Często w życiu zakładamy, że coś ma być takie, a nie inne. Oczekujemy.
Będąc w uczuciach, nie zakładamy, nie ma w nich oczekiwań. Ufamy.
Z przyzwyczajenia przeżywamy określone emocje w określonych sytuacjach.
Kierują nami wyuczone wyobrażenia. Próbujemy, często nieświadomie
wywrzeć wrażenie na sobie i na otoczeniu. Pokazujemy jak bardzo chcemy
żeby świat dostosował się do naszych oczekiwań.
Otwierając się na
uczucia, jesteśmy spontaniczni. Nie ma mowy na rutynę. Nawyk jest wtedy
bardziej oswojeniem i zaufaniem, niż przyzwyczajeniem.
Oczekiwania i wyobrażenia przesłaniają nam uczucia. Otwierając się na uczucia, puszczamy więc oczekiwania i wyobrażenia. Przestajemy mieć potrzebę wywierania wrażenia. Odchodzi potrzeba dostosowania świata do siebie.
Czując miłość do siebie, do innych, do świata – nie mamy pretensji. No bo jak tu czuć jednocześnie miłość i pretensje? Miłość rozpuszcza wszelkie pretensje.
Miłość dostosowuje świat do siebie, ale bez łamania woli. Łagodnie ufa. Działa tam, gdzie jest gotowość i przestrzeń dla niej.
Z
jednej strony medytacja otwiera na otoczenie, pogłębia czucie i
wrażliwość – z drugiej strony, owo czucie staje się bardziej świadomie i
sprzyjające nam.
Osoby
nadwrażliwe emocjonalnie, mogą dzięki medytacji poczuć ulgę. Zwiększa
się ich odporność psychiczna. Łatwiej rozpoznajemy źródło i przyczynę
emocji. Świadomi emocji, możemy je obserwować i nie ulegać im.
Nadwrażliwi emocjonalnie, często „czują za dużo”. Przeżywają emocje
innych ludzi, nawet te ukryte. Medytacja pomaga osiągnąć niezależność
psychiczną. Pomaga przekuć cierpienie w świadomość: „wiem co czuję, wiem
co jest moje, a co płynie z otoczenia, wiem jak sobie z tym poradzić i
wiem jak to wykorzystać”.
Wszyscy w medytacji możemy obserwować
cały proces, od przyczyn i powstawania emocji, poprzez przeżywanie ich i
wyrażanie, aż po zanikanie i wyciszenie. Uczymy się czym są emocje.
Uczymy się jak sobie z nimi radzić. Wreszcie uczymy się jak i czym
możemy je zastępować – nie tracąc swojej wrażliwości i nie znieczulając
się.
Na drugim biegunie zdarzają się osoby niewrażliwe. Te osoby
czasami cierpią, bo nic, albo niewiele czują. Medytacja potrafi być
pomocna w uwrażliwieniu niewrażliwych. Pomaga otworzyć serca uśpionym.
Medytacja buduje w nas samodzielność i siłę psychiczną. Stajemy się czującym spokojem.
Możemy sobie wyobrazić takiego fachowca z prawdziwego zdarzenia.
Jest tak dobry w swoim fachu, że wszystko co zrobi, jest niezniszczalne i
doskonale sprawne. Nie ma mowy o fuszerce. Tworzy zawsze z najlepszych
materiałów i wkłada całe swoje serce w to co robi. Tak, że wszyscy są
zadowoleni z jego usług, są wręcz szczęśliwi, że mogą z tego korzystać.
W pewnej opowieści, była mowa o rzemieślniku doskonałym dosłownie. Zrobił doskonałe dzieło. Wiele doskonałych dzieł, i jedno, z którego był najbardziej zadowolony.
Czy jako doskonały, mógł popełnić fuszerkę? Czy domniemana fuszerka nie stoi w sprzeczności z jego zakładaną doskonałością?
Mowa oczywiście o Bogu.
Bóg dał wolną wolę swojemu doskonałemu dziełu – człowiekowi. Dał
wyobraźnię i nawet pozwolił myśleć o swoim dziele jako o czymś
niedoskonałym. To wyobrażenie jednak nie zmienia doskonałej natury Jego
stworzenia. Po prostu jest złudzeniem.
Rozwój duchowy nie ma z nas zrobić doskonałych. Rozwój duchowy służy do odkrycia naszej doskonałej natury. Rozwój duchowy polega na pozwoleniu doskonałości działać w nas i poprzez nas.
Od czego zależy? Co sprawia że czujemy swoją wartość? Jak poczuć swoją wartość? Co tak naprawdę jest tą wartością?
Możemy wyróżnić dwa rodzaje poczucia własnej wartości.
Pierwszy rodzaj, to warunkowe poczucie. Czujemy wtedy swoją wartość, bo robimy coś wartościowego. Bo inni potwierdzają naszą wartość. Bo tak sami o sobie myślimy. Bo wyglądamy na wartościowych. Zawsze musi być powód. Nie ma powodu – nie ma wartości.
Drugi rodzaj, to bezwarunkowe poczucie własnej wartości.
Pierwszy, warunkowy rodzaj dowartościowywania się, jest w całości
wyobrażeniem. Budujemy go w głowie i emocjach. Jest on kruchy i wymaga
ogromnego wysiłku, nieustannego wysiłku na ciągłe podtrzymywanie go,
utwierdzanie się w nim i odbudowywanie go. Po za tym prowadzi do
porównywania się, czucia się lepszym, albo gorszym od innych. Zawsze
może znaleźć się ktoś od kogo możemy poczuć się gorsi i to nie jest
przyjemne. Czując się lepsi, boimy się utraty tej pozycji i to też nie
jest przyjemne.
Drugi, bezwarunkowy rodzaj czucia własnej
wartości, polega na odkrywaniu tej wartości w sobie, która jest
niezależna od czegokolwiek. Żeby poczuć swoją wartość, trzeba siebie
poznawać, poznawać głębiej niż wyobrażenia i emocje. Trzeba wyciszyć
umysł. Poznając siebie bez uprzedzeń, bez oceniania, bez jakiegokolwiek
nastawienia – poznajemy prawdę o sobie. Czując siebie prawdziwych –
czujemy wyłącznie samą wartość.
Wartościowe jest to, że jesteśmy – i to wystarczy. Nasza wartość jest zawsze pełna i stała.
Nieraz słyszałem: „nie będę ustalał celów, wolę spontaniczność”.
Dawniej też mi to chodziło po głowie. Jednak ustalanie celów nie stoi w
sprzeczności ze spontanicznością. „Wolę spontaniczność” – przecież to
już jest wyrażenie celu 🙂
Tak naprawdę nie musimy nawet ustalać celów. Na początek chodzi o to, czy jesteśmy świadomi tych celów, które już mamy.
To co realizujemy na co dzień, to są nasze główne cele. Niezależnie od
tego co deklarujemy. Deklaracje są potrzebne, żeby zmienić swoje cele,
bo obecne nam już nie odpowiadają.
Warto ustalić dla siebie: „co jest dla mnie tak naprawdę najważniejsze?”.
I potem zestawić wynik z tym: „czemu poświęcam najwięcej uwagi w ciągu dnia?”
Czy to co realizujemy, jest naszym własnym celem? Czy to wszystko co
realizujemy, jest ze sobą w zgodzie? Czy nasze wszystkie realizacje,
wzajemnie się wspierają?
Jeżeli pojawia się wątpliwość, warto
popracować z ustaleniem nowych, własnych celów. Warto ten proces zacząć
od określenia własnych wartości.
„Co tak naprawdę jest dla mnie najważniejsze?”
Wyzwanie:
Zróbmy ćwiczenie: przez kolejne 10 dni, codziennie od nowa wypisujemy
ponad 10 własnych wartości. (Po dziesięciu dniach przejdziemy do
kolejnego etapu pracy z celami.)
Jeżeli pojawią się pytania dotyczące ćwiczenia, pytajcie śmiało.
Kiedy 24 lata temu zaczynałem swój świadomy rozwój duchowy, czułem się zagubiony i nieszczęśliwy. Nie widziałem wtedy wyjścia ze swojej sytuacji, patrząc z tamtej perspektywy. Mimo wszystko poczułem, że trzeba to zmienić, i że muszę znaleźć rozwiązanie.
Okazało się, że miałem w sobie pewność, że będzie to rozwój duchowy. Ale nie ten, który znałem – ten nie pomagał do tej pory. Zacząłem szukać, czytać książki z różnych stron świata, kultur, religii, psychologii, psychoterapii, różnych ścieżek i praktyk rozwoju duchowego.
Intuicyjnie zacząłem w tym wszystkim szukać czegoś wspólnego. Czułem, że musi być coś ważnego, a nie jest uwięzione jakąś ideologią.
Czułem, że to wszystko o czym czytam, wcześniej już robiłem. Docierały do mnie przebłyski wspomnień wielu praktyk, ascez, obrzędów, medytacji, wierzeń… Nurtowała mnie myśl, że skoro to wszystko robiłem i jestem tu gdzie jestem, to coś poszło nie tak…
Dotarło do mnie, że to wszystko co robiłem, miało drugorzędne znaczenie. Najważniejsze było zawsze, ile w tym było miłości. Zacząłem więc dobierać wyłącznie takie narzędzia w moim rozwoju duchowym, w których potrafiłem znaleźć miłość. Trwało to wiele lat. I pewnie trwa nadal 🙂
Kiedy z początku zachłysnąłem się swoimi nowymi odkryciami, miałem nieodpartą potrzebę dzielenia się tym z innymi. Szybko jednak zaobserwowałem, że większość ludzi nie jest w ogóle zainteresowana tym co mówię. Stopniowo pokorniałem i zgadzałem się, że nie jestem jeszcze gotowy. Cierpliwie robiłem swoje.
Dlaczego teraz dzielę się swoim doświadczeniem i przemyśleniami medytacyjnymi?
Czuję, że to zaczęło płynąć samo. Poddaję się temu co płynie ze Źródła. Sprawia mi to ogromną przyjemność, radość i szczęście. Dziękuję wszystkim, którzy czytają i słuchają
Tyle różnych wyobrażeń na jej temat. Serce może być przykryte wieloma warstwami. Możemy czuć cierpienie, zranienie, pożądanie, zazdrość, tęsknotę… To tylko płaszcze, które nawet nie dotykają Serca. Zakrywają jedynie nasze widzenie, czucie.
Miłość w medytacji i w życiu jest czysta. W sercu zawsze mamy miłość, jej dobro, jej mądrość i jej moc.
Uczucia najczęściej nie działają w pojedynkę. Uczucia wspierają się wzajemnie. Przebaczenie i zaufanie np. robi miejsce miłości. Działa to też w drugą stronę. Miłość wspiera, wyzwala też inne uczucia, spokój, radość, szczęście, wdzięczność i wiele innych.
Jakikolwiek ból i cierpienie, które kojarzymy z miłością, to jedynie opór przed nią. Opór przed życiem.
Kiedy miłość płynie i jesteśmy jej świadomi, czujemy ją – wtedy ogarnia nas zachwyt i błogość. Wszystko z nią jest łatwiejsze, prostsze, właściwe.
Miłość jest naszym domem. Bądźmy wdzięczną świątynią miłości.
Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak bezczynność. Można tak powiedzieć jak nie jest się uważnym. Cały czas, całe życie, kiedy o tym nie myślimy, kiedy śpimy – oddychamy.
Jest wiele odmian medytacji z koncentracją na oddechu. Ja wolę te najbardziej naturalne.
Nie ingeruję w to jak oddycham – obserwuję, czuję. Doznania zmieniają się, są inne przy wdechu, a inne przy wydechu. Sam oddech się zmienia, kiedy skupiam na nim uwagę. Akceptuję to. Pogłębia się i naturalnie, lekko spowalnia. Jeszcze bardziej wycisza i uspokaja umysł.
Inna odmiana, to liczenie oddechów. Pomaga ćwiczyć koncentrację. Najczęściej liczyłem od stu do zera. Pamiętam jak w przedszkolu stawiali mnie na środek i liczyłem do stu. Podobno to było wyjątkowe – ja czułem, że to normalne – cóż, taka karma 😉
Trzecia forma medytacji oddechowej, jaką stosuję, to około dwugodzinne oddychanie leżąc. Oddechy są połączone, bez przerw na wdechu i na wydechu. Wdech do całych płuc, wydech swobodny, podobny do wzdychania. Metoda jest bardzo prosta. Korzyści jest więcej niż pomieści ten wpis 🙂
Warto pierwsze sesje oddechowe przejść pod okiem doświadczonej osoby,
ponieważ pojawią się stany, których wcześniej nie doświadczaliśmy i
możemy nie wiedzieć co z tym zrobić. Pomaga również nie zasnąć 😉
Oddech to życie. Jaki oddech, takie życie. Oddychajmy pełnią życia.